Opanowanie i likwidacja niemieckiego posterunku dowództwa „Sonderdienst” w Krzeszowicach.

Relacja z opanowania i likwidacji posterunku niemieckiego dowództwa „Sonderdienst” w Krzeszowicach.

sierż. „Zosik” Bazarnik Władysław                    Czatkowice 1966r.

26 listopada 1944 r.

Drobny jesienny deszcz, przestał nareszcie padać. Czerń listopadowego wieczoru okryła wszystko dookoła. Ciszę zaległą wśród pól, mąci chaotyczny łoskot kroków.
Nogi utykają w kałużach i wybojach polnej drogi. Co chwilę charakterystyczny szum poślizgu nogi w błocie i przytłumione warknięcie:

Cholera !!

Brnie nas troje. Prowadzi „Miłkowski”, za nim „Granit”. Zamykam tą małą dziś kolumnę ja – „Zosik”. Polną drogą z Czatkowic idziemy spiesząc, aby zdążyć na czas wyznaczony rozkazem.
A rozkaz brzmiał !

„ Patrol w składzie jeden + dwóch – ubranie cywilne – uzbrojenie, broń krótka, plus po dwa granaty zaczepne – gotowość do akcji na 26-go listopada 1944 roku – miejsce zbiórki krzyż przy drodze Krzeszowice – Żbik ( na Ćmanach ) – godzina 18.00 – spotkanie na hasło „ Krakowska”.

Ciężka droga. Kieszenie spodni obciągają granaty. Za paskiem ugniata „Ceska Zbrojovka CZ 27 kal.7,65”. Dobrze że nie trzeba dźwigać cięższego uzbrojenia. A jednak szkoda, automat w ręce czy na ramieniu jakoś dodaje pewności siebie. W parę minut przechodzimy ostatnie setki metrów obskurnej drogi i ściszamy kroki na drewnianym moście przerzuconym ponad torem bocznicy kolejowej prowadzącej do czatkowickich kamieniołomów i jesteśmy na miejscu. W mroku majaczy ledwo widoczny kształt trzech lip przydrożnych i tkwiącego wśród nich drewnianego krzyża a w pobliżu na ścieżce odbiegającej skośnie od drogi, stojąca nieruchomo postać. Z „Granitem” zwalniamy kroku. „Miłkowski” zbliża się do stojącego, rzuca hasło „Krakowska” i zatrzymuje się. Zbliżamy się do stojących. W oczekującym poznajemy „Jaźwieca”.

No nareszcie, wleczecie się.

Strofuje trochę.

„Tatar” już się pewno niecierpliwi, oczekuje tam.

Wskazuje ręką w mrok.

Chodźcie przybyli już wszyscy.

Pochodzimy do stojących na uboczu fundamentów, przyziemia domu którego dalszą budowę przerwała wojna. Wchodzimy za „ Jaźwiecem” do ciemnej piwnicy. Wita nas krótki błysk latarki, w świetle którego poznajemy zebranych. Są obecni – „Tatar” – „Jaźwiec” – „Nikt” – „Brzoza” – „Kirys” – „Zew”. Nas troje, więc razem dziewięciu. „Miłkowski” melduje z cicha nasze przybycie.

„Tatar” zarządza zbiórkę w koło.
W pozycji przyklęku wysłuchujemy oczekującego nas zadania.

Z rozkazu Dowództwa Obwodu jako wydzielony pododdział „Plutonu Dywersji Bojowej” mamy wykonać rozbicie i rozbrojenie komendantury jednostki „Sonderdienst” nieprzyjaciela mającej swą siedzibę przy ulicy Krakowskiej w Krzeszowicach.
Według przeprowadzonego rozpoznania posterunek zasobny jest w broń i amunicję. W godzinach wczesnowieczornych obsada jest nieliczna. Cel akcji przede wszystkim zdobycie broni, szczególnie amunicji, która ma uzupełnić nadwątlone zapasy naszego Plutonu Dywersji Bojowej. A poza tym niech wróg wie że tu na zapleczu frontu, w ośrodku o dużym nasyceniu jednostkami policyjnymi, nie może czuć się bezpiecznie. Nawet tu w „Kressendorfie” pod bokiem siedziby gubernatora Franka, żołnierz polski czuwa, gotów we właściwej chwili uderzyć. Akcja trudna z uwagi na pobliską siedzibę „Gestapo”, koszary jednostek nieprzyjaciela w pobliskiej szkole, łazienkach, starym i nowym pałacu, dlatego do wykonania wydzielono nas jako najlepiej znających teren.

Podział zadań w akcji następujący!

mapa2

  1. Plan operacji O.D.B.- I / 12 p.p. A.K. na „Sonderdienst”.

„Tatar” kuca opierając się plecami o mur i na kolanach rozkłada przygotowany odręczny szkic miejsca akcji. Skupiamy się wokół niego.
W nikłym świetle latarki na szkicu i rozkazuje :
Patrol pierwszy w składzie : „Nikt ”, „Zew”, stanowi ubezpieczenie w ulicy Krakowskiej od strony rynku.

Patrol drugi w składzie : „Miłkowski”, „Jaźwiec”, „Brzoza”, wprost z marszu przez zaskoczenie opanowuje pomieszczenie posterunku mieszczącego się na pierwszym piętrze, unieszkodliwia załogę , przerywa łączność, przygotowuje zdobycz do ewakuacji, daje znak w oknie o pomyślnym wykonaniu zadania.

Patrol trzeci w składzie : „Zosik”, „Kirys”, ubezpiecza od ulicy Czatkowskiej, od strony siedziby gestapo.

Ja z „ Granitem” ubezpieczam od strony targowiska i osłaniam wejście do posterunku, dozoruje patrole i dysponuje w sprawach które nie zostały przewidziane.

Kolejność wymarszu , patrol pierwszy , patrol trzeci i patrol drugi ze mną.

Dojście na teren akcji ścieżką, odległość pomiędzy patrolami sto metrów.

Teraz jest, osiemnasta czterdzieści, o godzinie dziewiętnastej zero, zero patrole mają być na stanowiskach.

Droga odwrotu ta sama. Patrol trzeci pomaga w unoszeniu zdobyczy. Patrol pierwszy ubezpiecza.

Przerwał na chwile jak gdyby namyślając się czy czegoś nie przeoczył.
Zrozumiano !

Zapytał po chwili.

Tak jest !
Odpowiedziało kilka głosów.

Zatem załadować i zabezpieczyć broń i powodzenia chłopcy !
Kolejno zgodnie z dyspozycją odmaszerować !

W parę chwil za pierwszym patrolem opuściliśmy z „Kirysem” miejsce zbiórki. Przed nami ciemna otchłań nocy. Nigdzie ani jednego światła. Obowiązuje zaciemnienie. Poprzedzający nas patrol wchłonęła otchłań nocy. Nie widać nie słychać go już przed nami. Naciągamy nogi aby nie pozostać daleko w tyle. Parę minut marszu upływa szybko i wchodzimy na skrzyżowanie ulic Czatkowskiej i Krakowskiej. Przy stojącej obok kapliczce przystajemy, czujnie penetrując przestrzeń ulic.
Przechodzimy przez ulice i pod słupem ciemnej latarni zajmujemy stanowisko. Dokoła cisza. Mija chwila i z głębi ulicy od strony rynku zaczyna się zbliżać łoskot kroków. Słychać wyraźne mocne uderzenia podkutych żołnierskich butów.

Szwab idzie !

Mówię szeptem do „Kirysa”.

Uwaga !

Zaciska się mimo woli ręka trzymająca w kieszeni pistolet.
U „Kirysa” poprzez ciemność wyczuwam taki sam odruch i oznakę pewnego podenerwowania. W mroku zbliża się do nas sylwetka w mundurze. Aby nie wzbudzić podejrzeń u nadchodzącego co do celu naszej tu obecności, rozpoczynamy z „Kirysem” dość głośną rozmowę między sobą, o wczorajszym spotkaniu z dziewczętami, którego faktycznie nie było.

Padają słowa;

Zośka , Irka a fajna !

A oczy pilnie drążą ciemność.
Po chwili mija nas żołnierz z karabinem na plecach i skręca w ulicę Czatkowską. Szybkim krokiem oddala się.

Do gestapo pewnie idzie.

Mówię szeptem do „Kirysa”.
Ale odgłos kroków dłuższy czas nie milknie na ulicy.

Poszedł dalej! – stwierdzam.
Po chwili z kierunku skąd przyszliśmy zbliżają się sylwetki.

Nasi !

Nadchodzą równocześnie z nadchodzącymi z przeciwka przechodniami. Aby spotkanie przechodzących cywili nie nastąpiło przy nas, co uniemożliwiło by mi złożenie „Tatarowi” meldunku o sytuacji w rejonie dozorowania, ruszamy kilka kroków w kierunku rynku. Mijamy nadchodzących cywili . Zatrzymujemy się i po chwili mijają nas nasi. Idąc obok „Tatara” melduje.

Na ogół spokój w rejonie.

W głąb ulicy Czatkowskiej poszedł przed chwilą uzbrojony żołnierz.

Zawrócić na róg ulic i obserwować.

Zaczynamy ! – rozkazuje „Tatar”.

Zawracając widzę jak „Tatar” z „Granitem” przechodzą w ukos jezdnie w stronę ulicy Targowej, a trójka „Miłkowski”, „Jaźwiec”, „Brzoza” idą wprost w drzwi wejściowe budynku gdzie na pierwszym piętrze mieści się posterunek „Sonderdienst” i nikną w ciemności.

 04F7

2. Dom siedziby Sonerdienst w czasie okupacji w Krzeszowicach

.

Dochodzimy do rogu i na chwilę przystajemy. Myślami jesteśmy tam na posterunku. Czy udało się naszym wtargnąć. Myśli przerywa przechodząca obok grupka przechodniów i nagły trzask zamykanej żelaznej bramki, dochodzący z głębi ulicy Czatkowskiej. Bramka taka jest tylko w ogrodzeniu siedziby gestapo, pomyślałem.

05F7

 3. Dom siedziby Gestapo w czasie okupacji w Krzeszowicach przy ul. Czatkowickiej.

.

Pewno ktoś stamtąd wychodzi.
Idziemy naprzeciwko sprawdzić ! – mówię do „Kirysa”.
Ruszamy kilkadziesiąt kroków i mijamy się z dwoma kroczącymi gestapowcami. Świadczą o tym srebrzyste paski i znaczki na czapkach. Rozmawiają głośno po niemiecku. Po kilku krokach zawracamy i ściszając kroki idziemy za nimi w odległości 20 – 30 metrów.
Gdzie też pójdą ! – rzucam do „Kirysa”.
Gdyby tak na „Sonderdienst” ? – mówi „Kirys”.
To musimy za nimi wejść i nie pozwolić zaskoczyć naszych od tyłu – odpowiadam.
Wyczuwam silne podniecenie nerwowe u „Kirysa”, i mnie tez ono trochę udziela. Ale idziemy słysząc przed sobą kroki i głosy idących wrogów. Skręcamy za nimi w ulicę Krakowską. Mijamy kilku przechodniów idących z przeciwka i z bliskiej już odległości spostrzegam że niemcy stoją przed wejściem do „Sonderdienst” , głośno rozmawiając.

Muss kontrol machen !

Dann jetzt gehen wejter !

Dann kommst du wider !

Dobiegają pojedyncze słowa.
Odruchowo mimo woli przystajemy. Wejdą czy nie wejdą ! – przebiega mi przez myśl. Stoją i rozmawiają. Z tego co rozumiem jeden ma zamiar wejść a drugi namawia do pójścia dalej i powrotu później.
W podnieceniu nerwowym zaciskam mocno dłoń na kolbie pistoletu w kieszeni. Palec odruchowo odwodzi bezpiecznik pistoletu. Oczekiwanie przeciąga się. Odnoszę wrażenie że trwa to bardzo długo. Patrzę w bok. Widzę sylwetkę „Tatara” na stanowisku za rogiem budynku naprzeciw. Długie chwile nerwowego oczekiwania wloką się niezmiernie. Po chwili słyszę że głosy niemców oddalają się.
Poszli w stronę rynku – odetchnęliśmy swobodniej. Nerwy uspokoiły się trochę. Gdyby weszli w korytarz, niechybnie doszło by do starcia. W celu niedopuszczenia do zaskoczenia naszych, musielibyśmy wejść i zlikwidować gestapowców. Ruszamy w stronę rynku i po kilkudziesięciu krokach zawracamy w stronę ulicy Czatkowskiej, patrolując przydzielony rejon.

Przy następnym powrocie podchodzi do nas „Tatar” i rozkazuje :

Patrol drugi zakończył akcję powiadamiając umówionym znakiem przez okno.
Wchodzić do posterunku i pomagać w ewakuacji zdobyczy.
Ja idę ściągnąć patrol pierwszy i ubezpieczam wyjście i odwrót.

Wchodzę z „Kirysem” w ciemną czeluść korytarza. Świecimy latarką i już na schodach prowadzących na piętro spotykamy „Brzozę”. Dźwiga na plecach przerzucone trzy karabiny, w jednej ręce walizkę, widać z ciężarem bo ciągnie ją wprost po schodach, a w drugiej ręce karabin.
Odbieram od niego karabin i pomagam nieść walizkę. Uderza o schody, a z wnętrza walizki dochodzi głośny chrzęst. To amunicja luzem.
„Kirys” podchodzi i od „Miłkowskiego” odbiera ciężki worek. Ledwo zarzuca go na plecy. Schodzimy w dół schodami do drzwi wejściowych. Doganiają nas „Miłkowski” i „ Jaźwiec” dźwigając na ramionach karabiny. Przed wejściem oczekuje nas już pierwszy patrol i „Tatar”
z „Granitem”. Odbierają część zdobyczy i ruszamy ustaloną trasą. „Tatar” ubezpiecza. W drodze napotykamy i w pośpiechu wymijamy luźne grupki przechodniów idących w kierunku naszego marszu. Widzą idących z bronią, bo usuwają się na bok chodnika, robiąc miejsce do przejścia. Szybkim marszem odchodzimy w kierunku Żbika.

03F7

4. Droga dojścia i odejścia z akcji do miejsca zbiórki na Ćmanach.

.

Skręcamy następnie w łąki w stronę północną. Zmęczenie, marszem i dźwiganiem zdobyczy, daje znać o sobie. „Tatar” zarządza odpoczynek. Skupiamy się w gromadkę, ciekawi przebiegu akcji wewnątrz posterunku. „Miłkowski” i „Jaźwiec” szeptem na przemian opowiadają.
Po wyjściu na piętro pierwsze zaskoczenie. Drzwi wejściowe do komendantury jasno oświetlone, umieszczona nad drzwiami paląca się żarówka. W drzwiach lśni oko judasza , przez które można obserwować klatkę schodową. Zagrażało to nie otwarciem drzwi gdyby któryś z dyżurujących wyglądną przez judasza. Dobrze że żarówka nie była wysoko i nie zabezpieczona osłoną. „Jaźwiec” dosięgnął ją lufą automatu i rozkruszył.
Nie obyło się bez lekkiego huku pękającej żarówki i lekkiego dreszczu. Gdy ciemność zaległa klatkę schodową „Jaźwiec” delikatnie zastukał do drzwi. Po chwili powtórzył trochę mocniej.
Za drzwiami cisza.

Czyżby nikogo nie było ?

Ponownie silniejsze stukanie do drzwi i z wnętrza dobiega odgłos otwieranych i zamykanych drzwi wewnętrznych.
I donośne zapytanie .

Wer du ? Bist du Hans ?

Na co „Jaźwiec” odpowiada cienkim głosem.

Paczka do Hansa !

Z okrzykiem Was uchylają się nagle drzwi i w jaśniejącej światłem szczelinie ukazuje się postać w mundurze.

Hende hoh und ruchig!

Krzyczy „Miłkowski” mierząc z parabellum w żołdaka który orientując się z kim ma do czynienia usiłuje zatrzasnąć drzwi. Ale noga „Miłkowskiego” obuta w twardy but, włożona pomiędzy próg a uchylone skrzydło drzwi uniemożliwia zatrzaśnięcie.
Łańcuch zabezpieczający trzyma, a niemiec krzyczy.

Hilfe !
Hilfe !

I usiłuje ukryć się za drzwiami. Natarli całą siłą we trójkę i łańcuch z brzękiem odskoczył. Z rozmachem wtaczają się do przedpokoju. Niemiec odrzucony siłą pchnięcia drzwi, podnosi się na środku przedpokoju i otwierając kaburę usiłuje wydostać pistolet.
Doskakuje „Brzoza” i uderza go na oślep kolbą trzymanego w ręku Wisa. Z drugiej strony doskakuje „Miłkowski” i powalają niemca na podłogę. Odgłosy szamotaniny wypełniają przedpokój. „Jaźwiec” zatrzaskuje drzwi wejściowe.
Nagle jedne z drzwi, których w przedpokoju jest troje, otwierają się i ukazuje się w nich niemiec w rozpiętej koszuli, z pistoletem w ręku. Ale „Jaźwiec” czuwa z boku drzwi i lufą automatu podbija w górę rękę trzymającą pistolet i silnym ciosem w głowę wali niemca pod ścianę.
„Miłkowski” i „Brzoza” uporali się wkrótce z pierwszym niemcem związując mu ręce i nogi jego pasami. To samo czynią z drugim i pod dozorem „Brzozy” pozostawiają w przedpokoju. „Jaźwiec” i „Miłkowski” błyskawicznie kontroluje przyległe do przedpokoju pomieszczenia.
W jednym jasno oświetlonym, biurko, stół, pusto nie ma nikogo. Aparat telefoniczny na stole. Jeden ruch i aparat oderwany od sieci, leci w kąt.
Drugi pokój skąd wyskoczył niemiec, słabo oświetlony,lampa stojąca na małym stoliku obok polowego łóżka. Na łóżku „Miłkowski” dostrzega zarysy leżącej pod kocami postaci. Pisk kobiecy wypełnia pokój. Głowa okryta złocistymi lokami twarzą wciska się w poduszkę.

Szmata !

Uprzyjemniała niemcom chwile. Nie ma czasu na sprawdzanie kto to. Zresztą może mogłaby rozpoznać. Nich leży – rozumuje „Miłkowski”, przyrzucając z powrotem podjęte koce.
Trzecie drzwi zamknięte. U wbitego w futrynę skobla wisi zamknięta kłódka. „Jaźwiec” już spieszy z pękiem kluczy zagarniętych z wiszącej w pierwszym pokoju szafki. Jeden pasuje. Drzwi otwierają się. Ciemno. Snop światła latarki omiata pomieszczenie. Pod ścianą stojak z ustawionymi karabinami, obok skrzynki z uchylonymi wiekami.
Amunicja, granaty. Magazyn !! – udało się.
Dobrze że nie było więcej załogi, tylko dwóch.
Komendantura opanowana !
Kolejna czynność to przeciągnięcie związanych niemców do pokoju gdzie stały łóżka, i po ułożeniu ich pod ścianą, przystawienie łózkami.
„Brzoza” nadal pozostaje na straży. „Jaźwiec” i „Miłkowski” przygotowują następnie magazyn do ewakuacji. Ciężkie drewniane skrzynki nie nadają się do niesienia. Jest nas niewielu – rozumuje „Jaźwiec”. Więc amunicje karabinową przekładają do znalezionej w jednym pomieszczeniu walizki.
Granaty „Miłkowski” pakuje do worka , do którego pakuje także dwa krótkie karabinki włoskie i płaszcz. Kilka chwil i zdobycz przygotowana pod ścianą przedpokoju do wyniesienia. Wchodzą do pomieszczenia gdzie „Brzoza” wartuje przy związanych leżących niemcach i „Jaźwiec” rozkazującym głosem oznajmia im że przez godzinę czasu nie wolno im ruszać się z miejsca. Kto się ruszy zostania zastrzelony. Choć mówi po polsku jest pewien że go rozumieją i nie ruszą się na pewno prędko. Odchodząc „Jaźwiec” uchyla zaciemnione okno wychodzące na ulicę Krakowską na moment dając tym znać „Tatarowi” że akcja pomyślnie zakończona. Wychodząc zamykają drzwi na klucz tkwiący w zamku, który zabierają ze sobą.
Resztę wiemy !

Ale powiedz „ Miłkowski”, na pewno nie poznałaś co to za zdrachę odkryłeś tam na łóżku pod kocem ?

Odzywa się „Kirys”.
Dość gadki !
Odpoczęliście więc czas w drogę !

Odmarsz !

Przerywa „Tatar”.
Ciszę mroku przerywają lekkie uderzenia karabinów poprawianych na ramionach, których niektórzy niosą po dwa i kolumna rusza gęsiego w mrok. Pod nogami rozmiękła ziemia pól, czasem twarda przestrzeń ugoru lub łąki i po kilkudziesięciu minutach marszu wchłania nas szumiący las. Choć ciemno że oko wykol, znane ścieżki prowadzą nas do Dębnika gdzie zdobycz zostaje złożona w przygotowanej melinie u „Cieplaka”.