Bazarnik Władysław – rozdział 24.

Wspomnienia
sierż. AK Władysław Bazarnik „ZOSIK”     Czatkowice Górne 1966 rok

24.

Współpraca z oddziałem Armii Ludowej.

Fryzjerzy”

Akcja represyjna wobec dziewczyn sympatyzującymi z niemieckimi żołnierzami.

 

Był chyba maj 1941 roku. Pewnego dnia Adam Żbik zaczepił mnie i rzekł bez wstępu i ogródek.

  • Wiesz co Władek, mam do ciebie zaufanie, potrzebuję pomocy, a wiem że ty mi nie odmówisz. Powiem szczerze, wiedząc że zachowasz to w tajemnicy.

  • Należę do podziemnej organizacji wojskowej.

  • Grupa nasza ma wyznaczone na dziś zadanie do wykonania.

  • Jest nas mało, trochę mamy stracha, potrzebujemy kogoś do pomocy, konkretnie do ubezpieczenia.

  • Kto my jesteśmy i co to będzie za akcja nie pytaj, kiedyś ci wszystko wyjaśnię, powiem ci tyko co chciałbym od ciebie, na czym twoje zadanie by polegało.

Zaskoczony, zaintrygowany wysłuchałem zadania nie oponując. Po zreferowaniu sprawy, nawet nie pytając czy się zgadzam, czy mogę to wypełnić, klepnął mnie po ramieniu i stwierdzając.

  • Wiem że zadanie wypełnisz należycie, tylko bądź czujny, ostrożny i punktualny.

I odszedł.

Nie chcąc zawieść tak niespodziewanie okazywanego zaufania, zgodnie z rozkazem, jak to przyjąłem, o godzinie 22-giej zająłem stanowisko obserwacyjne, zalegając w krzakach za rogiem płotu pana Niziołka w Czatkowicach Dolnych, tuż nad drogą w miejscu gdzie do drogi Krzeszowice – Czerna dochodziła droga z Czatkowic Górnych od młyna. Zgodnie z przekazanymi przez Adama ustaleniami, w tym miejscu naprzeciwko przydrożnego, podwójnego słupa sieci elektrycznej, na którym było zawieszone urządzenie alarmowe w postaci kawałka szyny kolejowej i młotka, miałem czuwać do godziny 23-ciej. Bacznie w tym czasie obserwować drogę. W wypadku stwierdzenia przechodzenia drogą z kierunku od Krzeszowic w stronę Czernej patrolu niemieckiego, lub przejazdu samochodu, po jego oddaleniu się na pewną odległość, miałem opuścić stanowisko obserwacyjne i uderzyć mocno jeden raz młotkiem w szynę i szybko uchodzić przez ogród szkolny w kierunku na „ skałkę”. Na przechodzących cywili miałem nie zwracać uwagi, a tych nie należało się spodziewać bo obowiązywała godzina policyjna. W wypadku nie zajścia konieczności dania umówionego sygnału o godzinie 23-ciej miałem opuścić posterunek obserwacyjny. Warunki widoczności pogodnej gwiaździstej choć bezksiężycowej nocy umożliwiały dobrą obserwację drogi.

Tkwiłem więc na posterunku. Minuty wlokły się leniwie. Drogą nikt nie przechodził. Po dłuższej chwili chłód wilgotnej ziemi przeszedł przez ubranie, muskając nieprzyjemnie ciało. Zaległem na drugim boku, a potem kucając w przysiadzie, aby nie siedzieć na wilgotnej ziemi.

Ukradkiem błyskając w kieszeni wewnętrznej marynarki latarką oświetlałem tarczę zegarka. Wskazówki leniwie, powoli zbliżały się do właściwych cyfr. Drogą nadal nikt nie przechodził. Cisza panowała w około.

Gdy tylko minęła godzina 23-cia , trochę rozczarowany , z myślami o absurdalności mojego nocnego tkwienia za płotem, opuściłem posterunek. Chyłkiem przez ogród szkolny, pole, rzekę, skałkę, dotarłem do domu.

Różne myśli i przypuszczenia na temat tego zagadkowego wyznaczenia mnie przez Adama do zabezpieczenia jakiejś akcji, w którą teraz bardzo powątpiewam, przerwał sen. Dopiero nazajutrz w godzinach popołudniowych uzyskałem wyjaśnienie. We wsi z ust do ust podawano sobie wiadomość.

  • Helusię B. i Zośkę J. z Czatkowic Dolnych, ubiegłej nocy partyzanci ostrzygli głowy na gołe kolano, za to że sympatyzowały i włóczyły się po Krakowie z niemcami.

Wyjaśniło mi się. To ja ubezpieczałem akcję, trwając na posterunku oddalonym 500 – 600 metrów od domu Budki Jana przy drodze do Czernej. Po kilku dniach spotkany Adam rzekł do mnie przechodząc.

  • W imieniu słusznej sprawy, dziękuję za pomoc w ukaraniu tych k……. .

Ale o wszystkim cicho sza !!

>>>><<<<

Dodaj komentarz